Kronika

Meteorologiczno-astronomiczna
Wyprawa Zaćmieniowa - Turcja 2006






1. Cele:
  1. wielopoziomowa obserwacja zjawiska całkowitego zaćmienia Słońca;
  2. uzyskanie materiałów edukacyjnych, dydaktycznych i popularyzacyjnych na potrzeby MOA;
  3. uaktualnienie zaćmieniowej bazy danych;
  4. dokumentacja do wydawnictwa dotyczącego obserwacji zaćmień przeprowadzanych przez MOA.
2. Termin wyprawy:  21 marca – 5 kwietnia 2006 r.

3. Miejsce obserwacji:
Konya, Turcja.

4. Organizatorzy:
  1. Młodzieżowe Obserwatorium Astronomiczne im. Kazimierza Kordylewskiego w Niepołomicach;
  2. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (patron naukowy).
5. Liczba uczestników: 5 osób.

6. Zarys programu obserwacyjnego:
  • stanowisko obserwacyjne I: fotograficzna rejestracja zjawiska (analogowa i cyfrowa) - do opracowań popularnonaukowych i publikacji;
  • stanowisko obserwacyjne II: obserwacje wizualne w celu ustalenia dokładnego czasu poszczególnych faz zaćmienia – obserwacje pozycyjne;
  • stanowisko obserwacyjne III: rejestracja video – obserwacje pozycyjne;
  • stanowisko obserwacyjne IV: pomiary fotometryczne;
  • stanowisko meteorologiczne: pomiary zmian temperatury, wilgotności, bilansu radiacyjnego, zmian rozkładu promieniowania bezpośredniego i całkowitego;
  • stanowisko biologiczne: obserwacja zachowania fauny i flory.
Turcja 2006 Sponsorzy wyprawy na całkowite zaćmienie Słońca

Arkadiusz Wieczorek, Wawa Taxi, Warszawa (wsparcie już drugiej ekspedycji)

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Warszawa
patronat naukowy


Toyota-Bielany, Warszawa, Autoryzowany Dealer Toyota Motor Poland (wsparcie już trzeciej ekspedycji)








TAKSÓWKĄ DO TURCJI cz. I

26 marca 2006, w drodze do  Ankary

Dziś dojechaliśmy nareszcie do Turcji. Zajęło to nam dwie noce i jeden dzień ciągłej jazdy. Wyruszyliśmy z Polski tuż przed północą w piątek 24 marca. Planowy wyjazd dwa, a następnie jeden dzień wcześniej nie doszedł do skutku, bo formalności potrzebne do podróży samochodem, który nie należy do kogoś z pasażerów bardzo się przeciągały. Zarówno Rumunia, Bułgaria jak i Turcja wymagają w takich przypadkach umów użyczenia pojazdu, przełożonych oczywiście przez tłumaczy przysięgłych, dodatkowo akceptowanych następnie w ambasadach. Nasza zaćmieniowa podróż przebiega oczywiście dzięki pojazdowi udostępnionemu przez Pana Arkadiusza Wieczorka, szefa warszawskiej korporacji taksówkowej WAWA-TAXI, tym samym korowód z dokumentami był nie do uniknięcia.

Trasa, którą dotychczas pokonaliśmy wiodła przez Słowację, Węgry, Serbię i Bułgarię. Dziś rano wkroczyliśmy do Turcji. Przejazd przez Słowację i część Bułgarii był koszmarem z powodu jakości dróg. Ominęliśmy, po szybkiej decyzji jeszcze na Węgrzech, Rumunię – głownie z powodu bardzo fatalnego stanu szos w tym kraju oraz faktu, że przez Serbię biegnie autostrada. Bułgaria sprawiła nam spory kłopot w pewnej odległości od granicy tureckiej – dość często spotyka się odcinki dróg, a nawet ich skrzyżowania zupełnie bez oznaczeń i opisów. Jednym słowem łatwo zabłądzić…

Granica turecka okazała się przemiłym miejscem z racji bardzo przyjaznego nastawienia do nas służb granicznych i policji. Może tylko celnicy na pierwszy rzut oka wydali się nam groźni, ale specjalnie nas nie przetrzymywali. Przy płaceniu za wizy, sprzedający je nam, gdy dowiedział się, że jesteśmy Polakami, wykrzyknął „Lech Walesa!”.

Po wyjeździe ze strefy granicznej pierwsze kroki w kraju półksiężyca skierowaliśmy do hotelu, gdzie wynajęliśmy najtańszy pokój, dosłownie na godzinę, tylko w celu porządnego umycia się. I tu też miłe zaskoczenie – życzliwość i uśmiech recepcjonisty.

Potem pierwszy kontakt z kuchnią turecką. Nie umiem porównać jakości i smaku potraw podawanych w polskich „tureckich” barach i restauracjach, ale oryginał był wspaniały! Oczywiście trzeba lubić specyficzny smak i aromat baraniny. Po posiłku ruszyliśmy autostradą do Istambułu, a dalej do Ankary.


Pojazd ekspedycji

Podstawowy napój

TAKSÓWKĄ DO TURCJI cz. II

27 marca 2006

Wczoraj do Ankary nie dojechaliśmy. Zatrzymaliśmy się około 30 kilometrów przed stolicą, bo po pierwsze było już próżno w nocy i ciemno, a dodatkowo po jeździe bez przerw jedynym naszym marzeniem było wyjście z samochodu. Zjechaliśmy z autostrady i parę kilometrów od niej, nad rzeką rozbiliśmy namiot. Wreszcie trochę w miarę normalnego snu.

Rano przejechaliśmy przez Ankarę, miasto rozległe i ruchliwe. Kilkadziesiąt kilometrów za nim, zatrzymaliśmy się, rozpoczynając „sezon” fotograficzny. Krajobrazy widziane wczoraj bardzo się zmieniły; rozległe równiny, często zielone, choć tylko od trawy, bo na drzewach nie ma jeszcze liści, zaczęły przechodzić w pagórki i skałki.

Droga, która wiedzie z Ankary do Aksaray jest szeroka, dwupasmowa, generalnie równa i wygodna, ale zdarzają się odcinki koszmarnego asfaltu. Mówiąc prawdę nie jest to taka nawierzchnia, jaką znamy z Polski tylko granulat niewielkich kamyczków zatopionych właśnie chyba w asfalcie.

Po drodze umyliśmy samochód czy też raczej zrobiono to za nas na stacji benzynowej. Turcy znani są z utrzymywania karoserii na „wysoki połysk”, więc nie chcieliśmy być gorsi J, tym bardziej, że dwa tysiące kilometrów z dużym okładem rzeczywiście zabrudziło nasz pojazd. Kierowaliśmy się dalej do Aksaray, miejscowości bardzo ciekawej zaćmieniowo, ale o tym możecie Państwo przeczytać na stronie internetowej MOA, przy okazji wyjazdu „Pętla Czasu”. W Aksaray zatankowaliśmy samochód i ruszyliśmy w stronę Kapadocji – przepięknej krainy z innego świata. W trójkącie wyznaczonym przez miejscowości Nevsehir, Kayseri i Nigde, woda i wiatr wyżłobiły niesamowite figury w tufie wulkanicznym, dodatkowo to region podziemnych miasteczek. Dużo zdjęć, dużo zdjęć…

Wieczorem zatrzymaliśmy się w typowej tureckiej restauracyjce, nie żadnej ekskluzywnej, przy głównej drodze, wręcz przeciwnie – odwiedzanej raczej przez miejscowych. Wystrojem, gdyby nie masa narodowych motywów, przypominałaby bary mleczne minionej epoki w Polsce. No i ta uprzejmość! Prawie nam otworzono drzwi od samochodu, gdy podjechaliśmy. To po pierwsze. Później już z pewnością otworzono nam drzwi od restauracji i kilka osób stworzyło niemal szpaler, prowadzący nas do sali jadalnej. Samo pomieszczenie dość proste, a na stołach ceraty, przykryte szczerbatymi na brzegach szybami, oddzielonymi od owych cerat gumowymi uszczelkami prawdopodobnie od łazienkowych kranów J. No i się zaczęło. Nasz „kelner” mówił po angielsku, nie było, zatem problemów z zamówieniem, dodatkowo był baaaardzo rozmowny. Gdy zapytaliśmy o kartę dan, przeprosił uprzejmie, ze nie mają takiej, ale zaprasza na dół do kuchni i sami zobaczymy co podają. Zaczęła się dosłownie bieganina po pomieszczeniach kuchennych od zamrażarki do lodówki, stołów, talerzy, włącznie z pokazaniem pieca opalanego drewnem, w którym przygotowują potrawy. Cały czas trwała uprzejma rozmowa… Po powrocie na górę czekaliśmy z niecierpliwością na wybrane jedzenie. W tym czasie zamówiliśmy kawę, zaznaczając wyraźnie, ale z uśmiechem, że nie interesuje nas rozpuszczalna w kubku, lecz prawdziwa turecka. Przyniesiono nam prześliczne małe filiżaneczki z niezwykle mocnym i aromatycznym naparem. Coś wspaniałego! Po kolacji zaserwowano nam herbatę w charakterystycznych małych szklaneczkach i już zupełnie na koniec, przy rachunku, obsługujący nas pan przyniósł butlę z wodą kolońską do wymycia rąk i przetarcia ust oraz podał talerzyk z goździkami do possania. Zapłaciliśmy tyle, co w barze szybkiej obsługi w Polsce.

Jesteśmy w Turcji dopiero dwa dni, a możemy już powiedzieć, że ludzie tu są niesłychanie mili, towarzyscy i naprawdę uczynni. Oby tak dalej gładko nam szło!

Gdy piszę o tutejszych ludziach, przypomniała mi się jeszcze sytuacja z wczoraj, wczoraj przejścia pomiędzy Bułgarią i Turcją. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że zaprzyjaźniłem się z policjantem stemplującym nasze paszporty - nasza rozmowa zakończyła się czymś w rodzaju przybicia „piątki”. A przed chwilą zatrzymała nas policja drogowa, ale tylko po to, jak się okazało, aby zapytać czy nie mamy problemów i czy wszystko OK.

Jeszcze jedna wiadomość z dzisiejszego dnia. Nasz samochód (Fiat Multipla) wzbudza wielkie zainteresowanie. Z dwóch przyczyn. Nikt go tutaj wcześniej nie widział, mimo, że Fiat ma fabrykę w Turcji, ale nie produkuje Multipli, a samochody te nie są prawdopodobnie importowane. Inną sprawą jest widowiskowość auta dzięki naklejkom Sponsorów i głównej naklejce wyprawy, którą wszyscy czytają, bo są tam także napisy w języku tureckim.



Pojazd ekspedycji

Kapadocja


TAKSÓWKĄ DO TURCJI cz. III

28 marca 2006, 20 kilometrów na południe od miasta Konya

Dostaliśmy dziś mandat za przekroczenie prędkości! J, bardzo niewielkie zresztą, ale fakt faktem. W Turcji bardzo pilnują przestrzegania przepisów. Dziś zatem dobroć tutejszych ludzi, a dokładnie policjantów nie była nam dana. Nic to – będziemy już ostrożni.

 Wracając jeszcze do zainteresowania, jakie wzbudzamy – wczoraj podczas postoju w Kapadocji w ogólnodostępnym, znanym miejscu widokowym, zatrzymał się obok nas autobus z wycieczką bliżej nieokreślonej narodowości. Pierwszym punktem oglądanym przez tych ludzi był właśnie nasz samochód. Pytano nas skąd jesteśmy, co dokładnie będziemy robić, na czym polegają nasze obserwacje i o której rozpoczyna się zaćmienie.

Wczoraj w nocy dojechaliśmy do Konyi. Po szybkich śniadaniowych zakupach wyjechaliśmy z miasta na południe w stronę miejscowości Cumra aby znaleźć się dokładnie na linii centralnej zaćmienia. Dla danego regionu zaćmienia jest ono najdłuższe właśnie na linii centralnej. Po jednej i drugiej stronie drogi rozciągają się pola uprawne z rozbudowanym systemem nawadniania. Szukając miejsca na nocleg i jednocześnie punktu obserwacji żartowaliśmy, że rano obudzi nas zimny prysznic bądź rozpędzone traktory. Po kilku próbach zjeżdżania i zawracania z niewielkich dróżek znaleźliśmy właściwe miejsce. To, że jest ono dobre okazało się oczywiście dopiero rano, gdy zrobiło się jasno. Nie rozbijaliśmy namiotu, spaliśmy w samochodzie – z lenistwa czy zmęczenia? Nieważne J.

Dzisiejszy dzień związany był z realizacją programu obserwacyjnego naszej wyprawy. Uruchomiliśmy przyrządy meteorologiczne, aby uzyskać pomiary porównawcze dla dnia zaćmienia. Obserwacje prowadziliśmy od godziny 12.25 do 15.30. Zaćmienie dla naszej lokalizacji rozpocznie się o 12.41, a zakończy o 15.15 czasu tureckiego. Oczywiście należy pamiętać, że konieczne jest dodanie jednej godziny do czasu polskiego by uzyskać czas obowiązujący obecnie w Turcji. Przyrządy działały bez zarzutu, więc można powiedzieć, że jesteśmy przygotowani! 

Po skończonych obserwacjach pojechaliśmy do Konyi. Rozejrzeć się i ze strachem pójść do meczetu. Trafiliśmy znów na przyjaznych ludzi. W pewnym sklepie z dywanami (a jak!), w którym pytaliśmy o jakieś bezpieczne miejsce do zaparkowania samochodu poczęstowano nas wspaniałą jabłkową herbatą, a dodatkowo zaproponowano wymianę naszego samochodu na pięć latających dywanów. Gdybym znał tylko zdanie Pana Arkadiusza Wieczorka… kto wie!



VICTORIA I TRZY RAZY TAK!!!


Ciężko zebrać myśli po zwycięstwie. Udało się nam i to wspaniale, przepiękne zaćmienie przy praktycznie bezchmurnym niebie. Jednak szczerze mówiąc, rano nie byliśmy pewni pogody. Wg prognoz od jutra ma tu lać, a chmury już dziś rano były jakieś dziwne.

Większa relacja z dnia zaćmienia pojawi się na stronie zapewne jutro, teraz meldujemy tylko o wykonaniu zadania J i przesyłamy kilka wstępnych fotografii zjawiska zrobionych przez Ksawerego Skąpskiego.

Zdjęcia mają charakter orientacyjny, a prawdziwą ich jakość przedstawimy zaraz po powrocie.



Faza całkowita - pierścionek z brylantem

Faza całkowita

Niebo po przeciwnej stronie zaćmionego Słońca

Tekst: T. Kretschmer
Strona WWW: A. Krupiński



Znajdujesz się na stronach Młodzieżowego Obserwatorium Astronomicznego w Niepołomicach